Lubimy czytać.
Lubimy oglądać ładne ilustracje.
Lubimy mieć książki na wyłączność na naszych półkach....a półek coraz mniej...właściwie miejsca brak niemalże....
...ale nic to!
"Gałązka z Drzewa Słońca" , Baśnie Cygańskie. Jerzy Ficowski.
"Skąd jesteś?
Zewsząd.
Dokąd idziesz?
Wszędzie.
A po co?
Żeby zaprzyjaźnić się ze światem."
THAGAR SOVNAKUNO
To jedna z tych książek, która towarzyszyła mojemu dzieciństwu. Co więcej, stanowiła inspirację do rozwijania zdolności krasomówczych w gronie sześciolatków. Wieść rodzinna niesie, że w zerówce Kasieńka siadała na środku sali przedszkolnej, na taboreciku, a wokół niej wygodnie na dywanie usadowiała się grupa zerówkowiczów. Kasia zaczynała opowiadać...a grupa słuchała (podobno nawet z niemałym zaciekawieniem). W ten oto sposób powstawały historie na pograniczu science fiction, komedii i absurdu.... Historie nieprzemyślane wcześniej, zupełnie spontaniczne, inspirowane bajkami na dobranoc, które regularnie czytała mi moja mama. Prawdę mówiąc dość mgliście rysują mi się obecnie tamte chwile. Pamiętam jednak, że nieodłącznym elementem moich bajek byli cyganie. Nie smoki, księżniczki, czy inne, może bardziej naturalne dla dziecięcej wyobraźni postacie, tylko właśnie cyganie. Zazwyczaj byli ubodzy i wędrowali przez lasy, gdzie spotykały ich różne przygody, by ostatecznie wylądować na końcu świata, co zresztą było ich zamierzeniem. Pamiętam również, że czasem, gdy bajka powinna już się skończyć, starałam się usilnie przedłużyć jej byt, czasem dość nieudolnie i wtedy właśnie interweniowała Pani Przedszkolanka.... ehhhh....
Opowiadam to, ponieważ od tamtej pory, odkąd skończyłam 6 lat żyję w głębokim przekonaniu, że książki mocno nas kształtują i pomagają, jeśli tylko im na to pozwolimy... więc czytajmy! Sobie i bliskim!
"Gałązka z Drzewa Słońca" to zbiór niezwykłych opowiadań do snu i nie tylko. Serdecznie polecam małym i dużym. A żeby nie być gołosłowną, fragment na zachętę...
"Żył sobie król, który był królem z dziada pradziada, dobrze się więc czuł w koronie i do twarzy mu z nią było. Wiedział też, jak się ją nosi na głowie, żeby było najpiękniej i najdostojniej.
Ale odkąd umarła jego żona, przemądra królowa, król włożył koronę na opak, aby go kłuła swymi kolcami w głowę na znak smutku królewskiego i żałoby. Chodził w tej koronie obróconej do góry nogami, siadywał w niej na tronie, nawet we śnie z nią się nie rozstawał.
Co wieczór przed ułożeniem się do snu, król powtarzał sobie głośno przyrzeczenie, jakie złożył jeszcze królowej. Powtarzał, aby nie zapomnieć o danej obietnicy. A była ona taka:
- Przyrzekam, że nie oddam córki za żonę nikomu innemu, tylko temu, kto przyniesie mi gałązkę z Drzewa Słońca! (...)."
Ficowski J., "Gałązka z Drzewa Słońca"
PS. Moja trzylatka boi się zawartych w naszym nowszym wydaniu ilustracji. Mamy dwa wydania - jedno Kasi, nawet nie nieco zniszczone i jedno Ali - nowiusieńkie :). A co!